Bluzka, bluzka... i po bluzce. Uszyłam ją kiedy na dworze było jeszcze całkiem przyjemnie, cieplutko. Prawie uszyłam... Długo jeszcze wisiała na haku bez wszytego kołnierzyka. W końcu się zebrałam i... jest! A w zasadzie: była. Każda rzecz musi trafić na kogoś komu jest pisana. Tak było i w tym przypadku. Do pracowni weszła piękna kobieta. Czarnulka, o głęboko brązowych oczach i powiedziała, że w sobotę ma imprezę u swojej przyjaciółki i już wie w czym na niej wystąpi... Jeszcze tylko akceptujące kiwnięcie głową męża (oczywiście jej męża!) i... szyję następną bluzkę na kolejną czterdziestką jakiejś przyjaciółki... :)
Szczerze powiem - bluzka, na gołe ciałko, kiedy gumeczki fajnie podkreślały talie - wyglądała o wiele korzystniej niż na tym manekinie...
SPRZEDANE
CENA: 150 ZŁ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz