Po poprzedniej kreacji zostało mi toszeczkę resztek. I to jakich resztek! Jedwabnych! Przecież ich nie wyrzucę bo każda z nas, która choć przez moment miała z jedwabiem do czynienia - wie ile kosztuje. Miałam też tkaninę, wełenkę w podooobnyyyymmmm koooloooorzeeeeeee.........
I już mnie nie było. Pochłonęła mnie niebieska otchłań....
Oczywiście, góra to sukienka z poprzedniego posta.
POZDRAWIAM :)
fiu fiu :D cudowna!! ^^
OdpowiedzUsuńKochana przejeżdżałam dziś obok Ciebie i nadal nie widać szyldu ?? ;> jutro ma być też ładny dzień, więc może?? hmm??
ściskam!! :*
Witaj!
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci, Paulinko! A jak się uśmiałam z Twojego wpisu.... :)
Powiedz tylko coś, a już Cię przypilnują :) Czując się teraz w obowiązku wobec Ciebie: zaczęłam malować literki! Myślałam, że skończę przez jeden wieczór....... O, naiwności.... Ale tempo narzuciłam okrutnie, żeby Cię nie rozczarować jak będziesz przejeżdżać następnym razem.... :) Zapraszam na kawę!
Pozdrowionka :)
Hahahah :D
OdpowiedzUsuńno ja potrzebuję czasami takiej mobilizacji i tylko z dobroci serca tak śmiałam się wtrącić :D
będę w poniedziałek znów w okolicy - nie omieszkam obejrzeć elewacji :D
na kawę umówimy sie innym razem, bo teraz nie wiem w co ręce włożyć :)
Ściskam :*
Nieeee! W poniedziałek jeszcze nie! Mimo pełnej mobilizacji (zgadnij przez kogo...) i pomalowaniu oraz przylepieniu wszystkich literek -nie wyrzucę męża na dwór w taki mróz! Chociaż już nawet specjalne kołki do mocowania kupił :)
OdpowiedzUsuńOj, oj... A Ty się oszczędzaj trochę w pracy, bo widziałam nad czym Twoje ręce ostatnio ciężko pracowały... Ambitnie :) Pozdrowionka :)